W rytmie miłości || Fragment

 


Trzeci tom serii Kings of Sin, opowiadającej losy grupy przyjaciół z brytyjskiego Nottingham.

Prolog

Miłość, przyjaźń, rodzina. Nic nie jest nam dane na zawsze. Żyjemy, kochamy, oddajemy komuś serce tylko po to, by zostało rozerwane na kawałki. Chowamy się za swoimi obawami, bojąc się wykonać kolejny krok. Ultimatum, które niszczy marzenia. Samotność, która zżera od środka. Mężczyzna, który kochał całym sobą i zostawił wszystko dla ukochanej. Kobieta, która obdarzyła uczuciem zajętego mężczyznę.

Los bywa przewrotny, łączy ludzi, nawet jeśli się tego nie spodziewają. Przyjaźń może przerodzić się w coś innego.

Poznajcie historię dwójki niezwykłych ludzi, którzy muszą na nowo zbudować swoje życia… By w końcu ich serca biły we właściwym rytmie.

I’m falling apart
I’m barely breathing
With a broken heart
That’s still beating
In the pain
There is healing
In your name
I find meaning
So I’m holdin’ on, I’m holdin’ on, I’m holdin’ on
I’m barely holding on to you
Broken, Lifehouse

Adrian

Dalej nie mogłem uwierzyć, że to mój ostatni koncert. Czułem się, jakbym rezygnował z samego siebie, jednak dla niej zrzuciłbym własną skórę. Bolało mnie postawione ultimatum, ale rozumiałem, że Ola chciała mieć mnie obok siebie, spać w jednym łóżku, układać sobie życie, bo czułem to samo.

Rok temu chodziliśmy z moją dziewczyną i zespołem po Krakowie, pokazując im nasze miasto; Ola szalała z Jo, a teraz nie pojawiła się nawet na występie. Nie zamierzała brać udziału w mojej dziecinadzie… Byłem tak rozdarty pomiędzy miłością do niej a niepohamowaną pasją, że najchętniej wyrwałbym sobie serce, by przestać czuć tyle naraz. Cieszyłem się z tej trasy, cieszyłem się, gdy patrzyłem na zakochanych Jo i Liama, i tak cholernie im zazdrościłem. Tego, że dalej będą robić to, co kochają. Że nie muszą dokonywać takich wyborów. Że wrócą razem do Nottingham, a ja zostanę tutaj. Będę zajmował się czymś, czym nigdy nie pragnąłem. Mogłem się założyć, że rodzice skakali z radości na wieść, że wracam i zacznę pracę w gospodarstwie. W miejscu, z którego uciekłem do UK.

Ani Ola, ani oni nie traktowali muzyki jako czegoś więcej niż hobby. Ich zdaniem już dawno powinienem porzucić to dziecinne zajęcie i pomyśleć o przyszłości. Miałem wrażenie, jakby zapominali, że pracowałem na etacie.

Bałem się powrotu do kraju i tego, co mnie tu czekało, jednak najbardziej obawiałem się, że mój zastępca w Kings of Sin okaże się lepszy, że z nim zespół osiągnie sukces, o którym marzyliśmy. W przeciwieństwie do chłopaków nie łudziłem się, że Ola zmieni zdanie i zauważy, iż muzyka, gra z przyjaciółmi jest dla mnie czymś więcej niż zabawą. Nawet nie śniłem o tym, by wyjechała ze mną do Nottingham. Musiałem przełknąć gorzką pigułkę rozczarowania i wziąć w garść, by nasze wspólne życie było szczęśliwe, by nigdy więcej nie musiała posunąć się do postawienia mi kolejnego ultimatum.

Przed samym wyjściem na scenę potarłem trzy razy pałeczki – taki mój rytuał na szczęście. Wiedziałem, że ten występ wiele znaczy nie tylko dla mnie, ale także dla Jamesa, który chciał wyśpiewać swoją duszę dla dziewczyny. Dla zwariowanej i wrednej kobiety, która szturmem wtargnęła do jego codzienności i kopała w ten jego żałosny tyłek za każdym razem, gdy tego potrzebował.

Na scenie liczył się tylko wygrywany przeze mnie rytm. Byłem tylko ja i muzyka. W przeciwieństwie do Liama i Jamesa nie miałem pojęcia o komponowaniu, nie chciałem stawać przed publicznością i śpiewać, choć czasami nabazgrałem jakiś tekst po polsku. Jednak pragnąłem tylko grać, doświadczać tego niezwykłego uczucia przepływającego przez ciało aż po duszę. Żadne słowa nie mogły oddać tego, co działo się ze mną, gdy uderzałem pałeczkami w bębny i talerze, gdy wybijany rytm przejmował kontrolę, odrywał mnie od problemów, pozwalał na wytchnienie. Dawałem z siebie wszystko, już po paru piosenkach czułem, jak koszulka klei mi się do pleców. Gdy przyszła pora na Echo przeszłości, James strzelił wzruszającą przemowę i, ku naszemu zaskoczeniu, okazało się, że Celia pojawiła się na koncercie. Gdyby tylko Ola zrobiła to samo…

***

Siedzieliśmy w Polskim Pubie, świętowaliśmy zakończenie trasy i opijaliśmy moje pożegnanie z zespołem. Jo, Gwen i Celia opowiadały, co działo się podczas naszej nieobecności, a ja próbowałem robić dobrą minę do złej gry.

W pewnym momencie dziewczyny przesiadły się tak, by poplotkować z Lilą, więc skorzystałem z okazji i przysunąłem się do Jamesa.

– Jesteś pewny? Że zostajesz? – walnął bez ostrzeżenia mój przyjaciel.

Cholera, nie, nie byłem pewny.

– Co innego miałbym zrobić? Kocham ją… Ale mam prośbę.

– Wal, wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. No, może poza pasującymi tatuażami, to byłoby zbyt babskie.

– Przechowasz moją perkusję? Ola chce, żebym znalazł dorosłe zajęcie… Gdybym ją tu miał, za bardzo kusiłoby mnie granie. – Wypowiedzenie tych słów wiele mnie kosztowało.

– Cholera, Adi, ta sytuacja jest chora. OK, rozumiem, że chce, byś był przy niej, a nie tysiące kilometrów dalej, ale porzucenie pasji?

– Co mam ci powiedzieć?

Przyjaciel nie odpowiedział, tylko mnie przytulił.

– Idę zapalić i się przewietrzyć – rzuciłem, podnosząc się.

– Od kiedy ty palisz?

– Od kiedy wszystko się wali…

Wyszedłem przed lokal, usiadłem na ławce nieopodal i wyciągnąłem papierosy. Pomagały mi się uspokoić, a teraz czułem, jakbym miał wybuchnąć. Albo złością, albo płaczem – sam nie wiedziałem, co gorsze. Po chwili miejsce obok zajęła Gwen. Lubiłem ją, choć była nieśmiała. Przy nas jednak coraz częściej rzucała żartami, pozwalała sobie na relaks. Dodatkowe punkty zyskała za pomoc Celii w przerobieniu sypialni Jamesa na królestwo małych księżniczek.

– Czemu wyszłaś? Nie bawisz się dobrze?

– Wyszłam, bo się martwiłam. W sumie teraz martwię się jeszcze bardziej.

– Czemu?

– Bo patrzę na ciebie i widzę to, co próbujesz ukryć.

Gwen

Kiedy Celia przyszła do mnie z propozycją wspólnego wyjazdu do Polski, pomyślałam, że to szalone. Rzecz w tym, że z moją przyjaciółką nigdy nie było nudno, można powiedzieć, że idealnie się uzupełniałyśmy. Ja byłam milcząca, zamykałam się w świecie literatury, Celia za to pozostawała wulkanem energii, choć niewiele osób wiedziało, że ukrywa się za maską. Choć ciągle nie mogłam uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę, niezaprzeczalny był fakt, iż siedziałam teraz w barze w towarzystwie bliskich i świętowałam sukces Kings of Sin… Jednak trudno było cieszyć się z trasy koncertowej, skoro jeden z członków zespołu właśnie się z nami żegnał.

Adrian był moim ideałem – zabawny, przystojny, oddający się wielkiej pasji. Jego jedyną „wadą” była Ola, dziewczyna, którą kochał całym sercem. Musiał ją kochać bardziej niż muzykę, skoro przystał na ultimatum. Nie mogłam tego zrozumieć, nie potrafiłam wyobrazić sobie, jak można w ten sposób ograniczać osobę, którą darzy się uczuciem. Czy miłość nie powinna dodawać skrzydeł, zamiast je podcinać?

Obracałam w dłoniach szklankę wypełnioną drinkiem i obserwowałam Adriana z ukrycia. Na jego twarzy widoczne były emocje, które się w nim kotłowały. Wyglądał nie tylko na przygnębionego czy smutnego… Miałam wrażenie, że stracił ten błysk w oku, który tak bardzo mi się podobał. Może to muzyka sprawiała, że jego wzrok się skrzył? Teraz jego serce zostało podzielone na pół. Kochał Olę i chciał dla niej poświęcić wszystko, jednak muzykę też kochał… Ostatecznie nie na tyle, żeby poświęcić dla niej swój związek.

Kiedy Adi zerwał się i wyszedł, musiałam postąpić tak samo. Łaknęłam rozmowy z nim. Pragnęłam go pocieszyć, choć nie miałam pojęcia jak. Wstałam z miejsca, może odrobinę zbyt gwałtownie, i skierowałam się na zewnątrz. Od razu zlokalizowałam Adriana na ławce znajdującej się naprzeciwko baru. Odetchnęłam głęboko, usiłując dodać sobie odwagi, i ruszyłam do chłopaka. Po chwili zajęłam miejsce obok niego; Adi siedział z papierosem w dłoni. Nie miałam pojęcia, że palił.

– Czemu wyszłaś? Nie bawisz się dobrze? – zapytał, spoglądając na mnie spod zmrużonych powiek.

– Wyszłam, bo się martwiłam. W sumie teraz martwię się jeszcze bardziej.

– Czemu?

– Bo patrzę na ciebie i widzę to, co próbujesz ukryć.

– Ta cała sytuacja jest popieprzona, czasami mam wrażenie, że jestem tylko obserwatorem, a każdy stara się mną dyrygować.

– Nieraz tak w życiu bywa, miłość zmusza do wyrzeczeń – powiedziałam wbrew temu, co myślałam.

Pragnęłam krzyknąć, że nie musi rezygnować ze swoich marzeń, bo nie tak wygląda związek. Ale milczałam. Milczałam, wpatrując się w Adriana, którym targały sprzeczne emocje. Który miotał się między tym, co chciałby zrobić, a tym, co powinien.

– Mogę cię przytulić? Tak po przyjacielsku, na osłodę. Czuję w sobie dziwny lęk przed tym, że już się nie zobaczymy – wyznałam i spuściłam wzrok na dłonie. Skarciłam się w duchu za to, czego pragnęłam, bo w całej swojej naiwności zauroczyłam się facetem, który należał do innej.

Adrian bez słowa się przysunął i objął mnie ramieniem. Instynktownie oparłam na nim głowę. Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu, a je przeklinałam moje serce, które przyspieszyło, ignorując głos rozsądku.

– Myślisz, że jeszcze kiedyś się spotkamy? – spytałam.

– Mam nadzieję, że tak. Będę tęsknił za wami, za tobą, Celią, chłopakami. Przez długi czas byli moją rodziną. Ty, Jo i Celia też się nią stałyście.

– Będzie mi, to znaczy nam, ciebie brakowało. Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Nikt nie wie, ale będę musiała nauczyć się żyć z myślą, że nie ma go w pobliżu.

– Mnie też będzie was brakować. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo.

Siedzieliśmy tak, wpatrzeni w niebo, rozmawiając o tym, co już było, i o tym, co jeszcze może się zdarzyć. Jego zapach i ciepło ciała działały kojąco niczym balsam. Pragnęłam pozostać w tej pozycji na zawsze, niestety musieliśmy wracać do rzeczywistości. Do przyjaciół, do świata, w którym ja i Adrian to dwie osobne dusze… nigdy nie jedność.


Copyright © Ewelina Nawara , Blogger