Wakacje w Port Moody || Fragment
Drugi tom dylogii Port Moody.
OPIS:
Nie ma nic gorszego niż zostać odrzuconym przez kobietę, którą kocha się do szaleństwa.
Co prawda Hunter cieszy się szczęściem kuzyna, ale to nieodwzajemnione uczucie zadaje mu okrutny ból.
W dniu ślubu Abigail i Logana niespodziewanie udaje się do Vancouver, żeby tam, przy pomocy dużej ilości alkoholu, zapomnieć o kobiecie, która najwyraźniej nie była mu pisana.
W barze poznaje piękną dziewczynę, kończą noc w jej mieszkaniu. Hunter wyznaje Caroline, że kocha żonę swojego kuzyna, ale okazuje się, że nie tylko on ma problemy, dziewczyna właśnie zakończyła związek. Oboje potrzebowali kogoś, kto pomoże im choć na chwilę zapomnieć.
Jednonocna przygoda będzie jednak miała długofalowe konsekwencje…
Vancouver, 25 kwietnia
Pieprzony kutas! Krew zaczynała we mnie wrzeć, a emocje buzowały. Jak w zwolnionym tempie obserwowałam blondwłosą lalunię, która wkładała język do ust chłopaka, z którym tańczyła, na co on przystał, robiąc dokładnie to samo. Chłopaka, który był moim facetem!
W bojowym nastroju ruszyłam w ich stronę, nawet się nie zastanawiając, jak wytłumaczę się Isaacowi z nagłej zmiany decyzji. W końcu mieliśmy przyjść tu razem. Dominować na parkiecie Celebrities Nightclub i dać się ponieść fantazjom, które nim, jak widać, zawładnęły za bardzo.
Złapałam lalunię za kudły, zmuszając ją w ten sposób do wyjęcia jęzora z ust faceta, który należał do mnie. Nasza miłość nie mogła ot tak się zakończyć przez jeden pierdolony ból jajnika. Nie dziwiłam się, że Isaac był zawiedziony, bo to miał być nasz wieczór. NASZ WIECZÓR, a nawet nasza noc. Mieliśmy tańczyć do rana, pić znakomite drinki, a potem pieprzyć się w mieszkaniu, które wynajmowałam od trzech miesięcy tylko po to, abyśmy mieli kąt dla siebie, gdy przyjeżdżał do Vancouver, by na chwilę odsapnąć od rodziców, u których nie mieliśmy tyle swobody. To miał być nasz azyl, gdy wracał z licznych delegacji. Jak teraz…
– Co ty, do diabła, robisz? – Isaac rzucił się na mnie, jakbym to ja była winna.
Trzymał mnie mocno, jedną ręką gładząc policzek lafiryndy, po którym pociekła łza.
– Wyrwała mi doczepy. – Złapała się za głowę, a ja dopiero wtedy się zorientowałam, że trzymam garść kłaków. – Misiaczku, ona wyrwała mi doczepy!
– Misiaczku?! – Z wyrzutem spojrzałam na Isaaca. – Zaraz wyszarpię ci jeszcze silikony ze sztucznych cycków i rozpuszczę kwas, którym wypełniłaś usta, zdziro! – wrzasnęłam, wkurzona, wyrywając się z uścisku chłopaka i ponownie ruszając w kierunku blondyny.
Byłam naprawdę blisko, gdy poczułam, że unoszą mnie czyjeś silne ramiona. Zaczęłam wierzgać jak szalona, ale na niewiele się to zdało.
– Kochanie, od kiedy w tobie tyle agresji? – rzekł nieznany mi głos.
Nim spojrzałam na mężczyznę, który mnie wciąż przytrzymywał, zerknęłam na minę Isaaca. „Szach-mat, frajerze” – pomyślałam, będąc wdzięczną mojemu bohaterowi.
– Kochanie?! – Isaac ewidentnie był zmieszany.
Ponownie poczułam grunt pod stopami i powoli odwróciłam się, aby zobaczyć swojego wybawiciela. Nim zdążyłam przekręcić głowę, nieznajomy zatopił dłoń w moich włosach, a potem silnym, pewnym ruchem przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Namiętnie i nieziemsko podniecająco.
– Poszli, jesteś wolna – oznajmił, gdy odkleiliśmy się od siebie po dobrej minucie.
Patrzyłam na męską twarz, która w świetle dyskotekowych lamp wyglądała nadzwyczaj przystojnie.
– Kim ty, kuźwa, jesteś? – Dopiero teraz nastała chwila, abym mogła się oburzyć, choć wciąż czułam przyjemny smak jego ust na swoich wargach. – Doskonale dawałam sobie radę.
– Widziałem właśnie. – Zaśmiał się.
Wkurzył mnie swoim zachowaniem, a jeszcze bardziej tym, że odwrócił się jak gdyby nigdy nic i chciał odejść.
– Gdzie leziesz? – Zatrzymałam go, łapiąc za rękę.
– Po drinki – odpowiedział z nonszalanckim uśmiechem. – Skoro mamy za sobą pierwszy pocałunek, czas na prezentację, a to wymaga odpowiedniej celebracji.
Pociągnął mnie za sobą do baru, gdzie zamówił dwa nieznane mi drinki. Zapłacił za nie i trzymając je w jednej dłoni, zaprowadził mnie do loży, gdzie było kilka wolnych miejsc.
– No dobra, więc kto to był? – zapytał, podając mi szklankę.
– Pieprzony dupek – wycedziłam przez zęby, czując, że znów zaczynają we mnie buzować emocje.
– Zawsze lubiłem te francuskie dwuczłonowe imiona Jean-Claude, Jean-Paul czy Jean-Pierre, ten Pieprzony-Kutas też jest z Francji?
Gdyby nie uśmiech zdobiący jego twarz, pomyślałabym, że on tak na serio.
– To mój chłopak, Isaac – wyjaśniłam. – Już były chłopak – dodałam, bo po całym zajściu nie miałam ochoty na niego patrzeć, słuchać go ani tym bardziej z nim być. – A ty kim jesteś?
Upił łyk drinka i chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Możesz nazywać mnie bohaterem, kochaniem czy skarbem, a jeśli żadne z tych określeń nie wyda ci się odpowiednie, to ewentualnie mów do mnie Hunt, od Hunter.
– Caroline. – Podałam mu dłoń.
Ścisnął ją i patrząc mi prosto w oczy, przyciągnął mnie do siebie i ponownie pocałował.
– Szybko działasz – stwierdziłam, zaskoczona obrotem spraw.
– Raczej jestem spostrzegawczy. – Wskazał głową na obserwującego nas z oddali Isaaca, który, o dziwo, stał sam.
Zaśmiałam się w głos, aby ekschłopak nie miał wątpliwości, że dobrze się bawię w towarzystwie Huntera. Nie wiedzieć czemu, tym razem to ja zbliżyłam się do niego, aby pozwolić naszym ustom na kolejne spotkanie.
– Widzę, że lubisz tę grę – zauważył, zresztą słusznie.
– Nie tylko tę. – Oblizałam kusząco wargi, bo gość robił na mnie coraz lepsze wrażenie, a za wszelką cenę chciałam znaleźć ujście kłębiącym się we mnie emocjom. – Ale do innej jestem jeszcze za mało pobudzona.
– Mamy przed sobą całą noc, Caroline.
Wzrok Huntera przeszywał mnie tak, że poczułam przyjemne ciarki. Ten chłopak wiedział, jak zrobić wrażenie na dziewczynie, albo po prostu ja tak bardzo chciałam odreagować.
– Za dobrą zabawę – wzniosłam toast.
– Za diabelnie udaną noc – dodał, po czym wypił drinka do dna i pociągnął mnie na parkiet.
Port Moody/Vancouver, 25 kwietnia
Musiałem… Po prostu musiałem się wyrwać z tego miejsca wypełnionego szczęściem, uśmiechami i moimi znajomymi. Gdyby to wszystko było kłamstwem, fałszem, gdyby każdy z tych uśmiechów skrywał jakąś brzydką tajemnicę, to może bym to jakoś zniósł. Ale nie, każda osoba na ślubie i weselu Logana naprawdę była w siódmym niebie. Wszyscy cieszyli się szczęściem Logana i Abi, a ja potrafiłem myśleć jedynie o tym, jak bardzo chciałbym być teraz na miejscu mojego kuzyna.
Gdy zobaczyłem, jak Abigail szła do ołtarza, otulona seksowną białą suknią, z trudem zdołałem zachować spokój. Czułem na sobie spojrzenie mamy i Lily, więc nie mogłem dać po sobie poznać, jak wiele kosztowała mnie obecność w kościele. Ale musiałem tam być. Nie tylko dla nich, ale przede wszystkim dla siebie. Przekonać się, że to, co czułem, musiało się skończyć. Najwyższa pora dać jej odejść.
Choć miałem obawy, czy Logan będzie potrafił dać jej wszystko to, na co zasługiwała, kuzyn udowodnił, że kocha tę kobietę całym sercem. Tylko dlatego zniosłem całą uroczystość, złożyłem im życzenia, a gdy dotarliśmy do remizy, która była moim drugim domem, przytuliłem butelkę whisky i poprosiłem kumpla, by po mnie przyjechał. Vancouver miało być miejscem, w którym zdołam zapomnieć o złamanym sercu i przez moment udawać kogoś innego. Kogoś, kto nie jest zakochany w żonie kuzyna. Kogoś, kto wreszcie zdobędzie dziewczynę, którą pokochał.
Ledwie zarejestrowałem przejazd z Port Moody do Vancouver, a Matt już wysadzał mnie przed klubem.
– Jesteś pewien, że nie chcesz, żebym z tobą został? – zapytał, a na jego twarzy dostrzegłem wypisaną litość.
Nienawidziłem tego, że wszyscy z Port Moody zdawali się wiedzieć o moim uczuciu do Abigail.
– Nie, dzięki. Jeszcze z tą swoją śliczną twarzyczką zwrócisz uwagę wszystkich dziewczyn i nikt nie zostanie dla mnie.
Pociągnąłem z butelki jeszcze jeden łyk whisky, zrzuciłem marynarkę i zostawiłem ją w samochodzie Matta. Upewniłem się, że telefon i portfel mam w kieszeniach, i ruszyłem w stronę wejścia.
To nie było miejsce, w którym czułem się swobodnie, wolałem kameralne puby niż zatłoczone kluby, w których na parkiecie ledwo można było wcisnąć szpilkę pomiędzy tańczących. Ale dzięki złamanemu sercu i whisky, która krążyła w moich żyłach, dałem się porwać atmosferze.
Siedziałem przy barze, gdy JĄ zobaczyłem. Była jak żywioł, jak ogień szalejący w tłumie szarych ludzi. Roześmiałem się w głos, gdy zaczęła szarpać za włosy tę tlenioną blondynkę. Domyśliłem się, co właśnie zaszło na moich oczach, i poczułem łączącą nas nić porozumienia. Zawód miłosny… Nie zastanawiając się, ruszyłem w jej kierunku. Nie pamiętałem nic z tego, co do niej powiedziałem, oszołomił mnie jej smak, jej zapach przysłonił wszystko inne. Odpuściłem i pozwoliłem sobie na dobrą zabawę. Tańczyłem z nią, trzymając jej ciało blisko mojego, ocierając się o nią, muskając odsłoniętą szyję nosem, a później ustami. Pozwoliła mi na to, domagała się więcej. To już nie była gra, by zemścić się na jej byłym.
– Masz ochotę na jeszcze jednego drinka? – zapytałem.
– A może wyjdziemy stąd i znajdziemy inne miejsce, by kontynuować zabawę?
Przytaknąłem i trzymając ją za rękę, wyszliśmy z budynku. Szumiało mi w głowie, ale nie potrafiłem powiedzieć, czy to przez wypity alkohol lub hałas, który mnie otaczał jeszcze kilka chwil temu, czy to przez kobietę, która szła obok mnie. Była zachwycająca. W klubowym świetle jej włosy wyglądały na rude, jednak teraz, na zewnątrz, dostrzegłem, że były raczej brązowe. Na pewno istnieje nazwa tego koloru, jednak nie potrafiłem sobie jej przypomnieć. Duże zielone oczy otulały długie rzęsy, jednak największą uwagę przyciągały jej seksowne usta, wprost stworzone do całowania.
– Do mnie czy do ciebie? – zapytała, nie komentując mojego natarczywego wzroku.
– Do ciebie. Chyba że masz ochotę na wycieczkę do Port Moody.
Nie należałem do facetów, którzy wyrywali panienki w klubach, więc nie byłem pewien, jak mam się zachować. Przytulić ją czy dać jej przestrzeń?
– A więc do mnie. Co cię sprowadza do Vancouver? – Pociągnęła mnie lekko za rękę i poprowadziła w stronę taksówek.
– Szczerze?
Przytaknęła, a w jej oczach rozbłysło zainteresowanie.
– Uciekłem z wesela kuzyna. Wiedziałem, że tutaj nie trafię na kogoś znajomego.
– Jestem pewna, że kryje się za tym jakaś historia. Może później mi ją opowiesz.
Wsiedliśmy do taksówki, a Caroline podała kierowcy adres.
Jęknąłem zaskoczony, gdy jej dłoń znalazła się na moich spodniach, dokładnie tam, gdzie był mój kutas. Byłem tylko zwykłym napalonym facetem, więc moje ciało od razu zareagowało na jej dotyk.
– Nie grasz fair… – Przysunąłem twarz do jej ucha, przygryzając je delikatnie.
Nie obchodziło mnie to, że kierowca doskonale widział i słyszał, co robiliśmy. Albo do czego zmierzaliśmy.
– Życie jest nie fair, Hunt. A dziś obiecałeś mi dobrą zabawę.
– Jeśli będziesz mnie tak rozpalać, zabawa skończy się kilka minut po tym, gdy przekroczymy próg twojego mieszkania.
Zaśmiała się, mocniej uciskając mnie przez spodnie.
– Mamy całą noc, więc w najgorszym wypadku zakończy się jedynie pierwsza runda.
Skoro tak przedstawiała sprawę, postanowiłem czerpać przyjemność z każdej sekundy. Wsunąłem dłoń pomiędzy jej uda, powoli zmierzając ku górze. Chwyciła mnie jednak za rękę i wyszeptała:
– Jesteśmy na miejscu.
Zapłaciłem taksówkarzowi, zbywając protesty Caroline. Podałem jej dłoń i pomogłem wysiąść z samochodu.
– Prowadź.
Ruszyłem za nią, nie skupiając się na okolicy, w której się znalazłem. Podziwiałem widok przede mną – seksowny tyłek i delikatnie rozkołysane biodra. Miałem tylko nadzieję, że to nie jest sen, bo po raz pierwszy od miesięcy czułem się odprężony.
Vancouver, 25/26 kwietnia
Choć nie rozumiałam, co się ze mną działo, pozwoliłam ciału na to, by zapomniało o złamanym sercu. A może nawet właśnie z tej przyczyny już w taksówce dałam znać Hunterowi, na co mam ochotę. Niby delikatnie dotknęłam wzgórka, gdzie krył się pod spodniami kutas, który momentalnie zareagował. Pragnął mnie, dokładnie tak samo jak ja pragnęłam uciec w zapomnienie. Podświadomie chciałam chyba pokazać Isaacowi, co stracił, choć nawet nie wiedział o moich planach na najbliższą noc.
Nim zdążyliśmy zamknąć za sobą drzwi, Hunter przyparł mnie do ściany, jedną rękę wplatając w moje kasztanowe włosy, a drugą unosząc kusą sukienkę, którą założyłam do klubu.
– Lubisz na ostro… – Przygryzłam wargę, aby jeszcze bardziej go podniecić, kiedy nasze usta na chwilę się nie dotykały.
Zaśmiał się. Nie był to władczy śmiech, do którego przywykłam przy Isaacu, ale słodka, wręcz nieśmiała reakcja na moje słowa.
Dałam się ponieść fantazji chłopaka, kiedy obrócił mnie przodem do ściany. Wciąż trzymając jedną dłoń w moich włosach, drugą wyszukiwał pod minimalistycznymi stringami miejsca, które pulsowało w wyczekiwaniu na jego dotyk.
– O kurwa – jęknęłam, gdy poczułam, że dwa palce zaczynają penetrować moją cipkę.
Wypięłam się bardziej, chcąc, by doznania były jak najmocniejsze. Doznania, które z każdą sekundą stawały się niewystarczające.
– Pieprz mnie, Hunt! Pieprz mnie, i to już! – Rozkaz nie brzmiał tak, jak bym tego chciała, lecz chłopak zrozumiał, o czym przekonałam się, gdy poczułam przyjemne ciepło rozpychające moją szparkę.
Hunter wszedł we mnie i posuwał pospiesznie, jakby walczył o medal. Poklaskiwania naszych spoconych ciał dopełniały jęki, które z każdym kolejnym pchnięciem wydawały się coraz głośniejsze. Na trzeźwo na pewno obawiałabym się, co pomyślą sąsiedzi, ale po kilku drinkach w blasku nocy i wypełniona pożądaniem odrzuciłam to na dalszy plan. Dałam się ponieść chwili i nie żałowałam tego, nawet gdy po moich udach zaczęła płynąć ciepła strużka, której nie powinno tam być.
– Serio, nie założyłeś gumki? – zapytałam, kiedy nabrałam tchu po szybkim i ostrym seksie.
– Sądziłem, że bierzesz tabletki, w końcu nie byłem pierwszy – wyznał spokojnie, a ja poczułam, że ogarnia mnie megawkurwienie.
Z całych sił wymierzyłam mu siarczysty policzek.
– Co jest?
– Jeżeli chciałeś delikatnie powiedzieć, że się puszczam, to coś ci nie wyszło! – burknęłam.
– Ja? – zapytał zaskoczony. – Miałem na myśli to, że masz faceta, znaczy miałaś, więc…
Poczułam się głupio, że mylnie odebrałam jego słowa. Nie wyglądał na typa, który chciałby zrobić komuś krzywdę, choćby złym słowem.
– Dobra, skoczę pod prysznic, a ty nalej nam czegoś.Wino w górnej szafce nad kuchenką, piwo i whisky w lodówce.
– A kawa?
Rozbawił mnie tym pytaniem, ale nie dałam tego po sobie poznać.
– Świeżo mielona w puszce po płatkach i nie pytaj, czemu akurat tam – uprzedziłam, bo wiele razy obiecywałam sobie kupić specjalną puszkę do kawy, ale wciąż korzystałam z tej, która była wolna, kiedy się tu wprowadziłam. – I zrób dwie. Dla mnie łyżeczka cukru.
Zniknęłam w łazience i dopiero teraz uśmiechnęłam się sama do siebie. Chłopak, którego spotkałam, a właściwie mój bohater, wydawał się całkiem przyjemnym pocieszeniem po palancie, który mnie zdradził. Zupełnie innym, a co najważniejsze, gotowym na zabawę w tym samym stopniu co ja.
Odziana jedynie w ręcznik wyszłam z pomieszczenia wypełnionego parą. Z oddali poczułam zapach świeżo zaparzonej kawy, a widok siedzącego przy niewielkim kuchennym stole Huntera wywołał miłe uczucie. „Nie zwiał, więc jest odważny” – pomyślałam, rozbawiona, bo sama pewnie, będąc na jego miejscu, dałabym dyla.
– Myślałem, że po seksie bierze się zimny prysznic. – Uśmiech na jego twarzy sprawił, że odpowiedziałam tym samym. – Przynajmniej ja bym tak zrobił.
– Zrobiłbyś tak, a nie robisz? – Zaintrygował mnie tym stwierdzeniem.
– Jak widzisz, nie, ale to chyba dlatego, że nie wiem, jak się zachować. – Wydawał się lekko speszony. – Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się… to znaczy nie to, żebym ja nigdy… ale zazwyczaj znam dziewczyny, z którymi to robię. To znaczy zazwyczaj prócz teraz…
Roześmiałam się w głos. Pierwszy raz ktoś tłumaczył mi się w tak pokrętny sposób, choć można było zdecydowanie łatwiej.
– W takim razie oboje byliśmy dziewicami… w sensie przypadkowego seksu. – Nie wiem dlaczego, ale bawiła mnie ta sytuacja. – I skoro fizycznie znamy się już całkiem dobrze, to możemy przez chwilę poznawać się na twoich zasadach.
Spojrzał na mnie pytająco.
– Masz czas, póki piję kawę, potem wolałabym… – Nim zdążyłam dokończyć, Hunter wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
– Kawa jest jeszcze gorąca. Dokładnie tak jak ja, Caroline.
Gdy wypowiadał moje imię, przeszył mnie dreszcz podniecenia. Moje imię wypowiadane jego melodyjnym głosem brzmiało dostojnie, a nie pospolicie.
– I ja, Hunterze… – Zatopiłam usta w jego wargach, podświadomie czując, że to będzie naprawdę wyjątkowa noc.
* * *